wtorek, 30 marca 2010

Remont cd.

I znów mamy na piątym piętrze bajzel . Powolniak wziął się za kolejny pokój, który ma służyć nam jako chillout zone ;) Wygodne, miękkie kanapy, odpalona arabska szisza i spokojne rytmy. Taki ma być ten pokój. Powolniak walczył już tam z tkaniną , którą obite były ściany, teraz rozpoczyna walkę z sufitem. Ja natomiast oddaje się pracom renowacyjnym –co idzie mi to jak krew z nosa.

Jak radośnie ostatnio oboje stwierdziliśmy, to nie mieszkanie i sprawy remontowe nami rządzą , ale my nimi rządzimy. Cieszę się niezmiernie, że oboje mamy do tego całego piątego piętra takie podejście ;)

No i majówki nie mogę się doczekać – wyruszamy do Zakopanego – a z Gdańska to nie lada wycieczka;) Bilety PKP zakupione, nocleg zarezerwowany i tylko czekać pozostało. I znów popatrzeć gołym okiem na Giewont.

czwartek, 18 marca 2010

Lepiej, lepiej...

Dziś wstępujemy z Powolniakiem w drugi etap diety. Oboje czujemy się rewelacyjne – mój brzuch nie jest już pękaty jak balon i ogólne samopoczucie jest rewelacyjne. Miłym efektem diety jest również utrata 3 kg zbędnego balastu ;) Wspomnę jeszcze o komforcie wspinanie – mam więcej siły ;)


A dziś - na obiad – pierwsza Powolniakowa zupa ;) Nie mogę się doczekać ;)

środa, 10 marca 2010

Dietka

Niespełna 3 dni temu rozpoczęliśmy z Powolniakiem dietę proteinową. Początki,jak to początki..są trudne.
Pierwszy etap diety polega na jedzeniu w ciągu najbliższych 10 dni jedynie białka ( mam tu na myśli chude mięso, ryby i odtłuszczony nabiał).
Wczoraj myślałam, że padnę na jakąś hipoglikemię – ale wieczorem upiekłam krypto sernik vel ciepły twaróg o lekkim waniliowym posmaku i tym samym zażegnałam cukrowy kryzys.

Mam dość słabą wolę, ale z racji tego , że w całym tym procesie uczestniczymy we dwójkę, to wzajemna motywacja naprawdę mi pomaga.

piątek, 5 marca 2010

Telimena

Do spotkania o którym pisałam, nie doszło, bo w końcu spadło całe 3 cm śniegu, paraliżując tym samym trójmiejską komunikację. Trudno, z mojej strony miasto sparaliżowane nie było.
Ostatnio wyglądam przez okna, szukam Wiosny, szperam i wiem, że niedługo znajdę;) W minioną sobotę kupiliśmy sobie po naszej ulubionej drożdżówce z cukierni Telimena* i udaliśmy się na wycieczkę do Orłowa. Było cudownie, nie dość , ze słońce przygrzewało, to nasze drożdżóweczki nie zawiodły;)Były przepyszne ;)
W mieszkaniu niewiele się zmieniło, pomalowaliśmy sufit i Powolniak zawiesił żyrandole. Swoją drogą w ogóle nie zdawałam sobie sprawy jakie to wszystko jest drogie, kupić 2 żyrandole do jadalni to niemal wydatek 600 PLN – szok. Gdzie podziała się moja wyobraźnia i przezorność
Teraz najbardziej absorbującą rzeczą jest stół i krzesła ;) Ale to trudno sprawa ;)Pomysłów deficyt :/

*Cukiernia Telimena – malutka cukierenka na Gdańskim Wzgórzu Mickiewicza , na ul. Jacka Soplicy ;)