wtorek, 5 października 2010

Łapiduchy i inne lotne organizmy

Wróciliśmy…cały tydzień temu. Jakoś trudno się ogarnąć i znów „nienormalnie” żyć w mieście. Dziwaczne uczucie ;) Ale skłamałabym gdybym napisała, że nie tęskniłam za : łóżkiem, chlebem zwykłym krojonym, mięsem, kotem.
Pomału się rozkręcam, zaczynam organizować sobie czas, jak to miałam w zwyczaju przez 5 lat studiów – szkoła językowa wybrana, dywan wybrany, pomysły znowu się rodzą.

Od paru dni Powolniak przygotowywał mnie na rozmowę odnośnie jego planów życiowych, ale w końcu jak je wypowiedział bezpośrednio – to tak mnie ubodło to w całe ciało, że aż trudno to opisać. W żadnym wypadku nie popieram jego decyzji, jego ruchów z tym związanych – bo jestem sceptykiem, nie latam wysoko w chmurach, bo po prostu parę razy zostałam z nich brutalnie ściągnięta na ziemie. Boję się przestrasznie, że coś nie wypali..Mimo to trwam z Nim i przy Nim, jestem naiwna, ale co mogę zrobić.

Brak komentarzy: